wtorek, 18 stycznia 2011

ciasteczka owsiane, czyli porozmawiajmy o oksymoronach




Oksymoron (z gr. oksýmōron, od oksýs ostry i mōros głupi), antylogia, epitet sprzeczny – figura retoryczna, którą tworzy się przez zestawienie wyrazów o przeciwstawnych znaczeniach. (Wikipedia)


Czy ciasteczka mogą być dietetyczne?
Czy dietetyczne ciasteczka mogą być smaczne?
Czy będąc na diecie można doznać przyjemności ze zjedzenia ciasteczka bez jednoczesnego doznawania wgniatającego w ziemię poczucia winy??

Ha! No jasne!
Bez cukru też może być przyjemnie. ;-)
Oto sekret...

Składniki:
- 1 szklanka płatków owsianych
- 1 szklanka otrąb pszennych (zastąpiłam płatkami jęczmiennymi)
- 100 g rodzynek (dodatkowo dorzuciłam garść pokrojonych w paseczki suszonym moreli)
- 100 g orzeszków (u mnie pestki słonecznika)
- 1 szklanka mąki
- 1 jajko
- 1 szklanka soku jabłkowego
- 1/4 szklanki oleju
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 4 łyżeczki cynamonu

Sposób przygotowania:
Wszystkie składniki połączyć. Najlepiej najpierw w jednym naczyniu te suche, a w drugim płynne i dopiero potem dodać jedne do drugich. Z masy formować płaskie ciasteczka i układać je na blasze wyłożonej pergaminem. Piec około 20 minut w 200 stopniach.

Przepis jest dość popularny w sieci na stronach o tematyce odchudzania, nie przywołam więc tu żadnej konkretnej. Wprowadziłam też do niego swoje zmiany spowodowane aktualną dostępnością składników. Myślę, że swobodnie można tu eksperymentować z różnymi rodzajami płatków, otrąb, pestek, orzechów czy suszonych owoców, a tym samym każdy ma szansę stworzyć własną recepturę.
W tym momencie serdecznie pozdrawiam Jędrka, czyli Spontanicznego Nabywcę Płatków Jęczmiennych, który zainspirował mnie do aktywnego poszukiwania kreatywnych sposobów wykorzystania owych w kuchni... ;-) Dziękuję Kochanie! ;-*

środa, 12 stycznia 2011

zupa z soczewicy, czyli ciepło, cieplej...



Jak ja nie lubię zimy! Szczególnie tej burej, mglistej, miejskiej, pełnej topniejącego, brudnego śniegu i wyłaniających się spod niego wątpliwej przyjemności "niespodzianek"... brrr... zgroza.

Gotuję gar przepysznej, sycącej, intensywnej w smaku i barwie zupy.
I znów jest dobrze. Ciepło. Bezpiecznie.
Przynajmniej przez kolejne dwa dni. :-)

Przepis pochodzi ze strony Ani , która przytacza go za Agnieszką Kręglicką.

Składniki:

- 200-250 g zielonej soczewicy
- 2 puszki pomidorów
- ok. 4 łyżki oliwy
- 2 marchewki pokrojone w kostkę
- 2 cebule pokrojone w kostkę
- 2 posiekane/przeciśnięte przez praskę ząbki czosnku
- 1 litr wody/bulionu
- 1 listek laurowy
- oregano
- sól i pieprz
- (2 łyżeczki octu z czerwonego wina - opcjonalnie, ja nie dodaję)
- szczypta cukru

Czosnek i cebulę podsmażyć na oliwie. Dodać marchewkę i listek laurowy, chwilę przesmażyć. Następnie dodać opłukaną soczewicę i zalać 1 litrem wody/bulionu. Gotować, aż soczewica zmięknie. Następnie dodać pomidory i pozostałe przyprawy. Gotować kolejny kwadrans. Ewentualnie doprawić odrobiną cukru, gdyby pomidory okazały się zbyt kwaśne.
Można podawać z pieczywem.
Smacznego!

czwartek, 6 stycznia 2011

ciasto z suszonymi owocami, czyli Święta na bis




Wprawdzie jest już zdrowo po Bożym Narodzeniu, ale nie mogłam sobie odmówić opublikowania tego przepisu. Bezpośrednio przed Świętami, jak i w trakcie nie znalazłam czasu na blogowanie, potem przez kilka dni zastanawiałam się czy wracanie do tego tematu ma jeszcze sens... :-P Dziś jednak postanowiłam dedykować wpis znajomym siadającym właśnie do prawosławnej kolacji Wigilijnej. Wesołych Świąt! :-)
...a przy okazji może jeszcze kogoś zainspiruję. ;-)
Ciasto jest absolutnie fantastyczne i na pewno przypadnie do gustu tym, którzy ze wszystkich łakoci najbardziej kochają bakalie - takim jak ja! :-) Suszone owoce grają tu główną rolę, a stosunkowo niewielka ilość mąki jedynie wiąże je ze sobą.
Ciasto jest ciężkie i wilgotne, dobrze i długo się przechowuje.

Przepis pochodzi od koleżanki z pracy, która częstując nas tą pysznością w przedświątecznej atmosferze obchodziła imieniny.
Podaję ze swoimi zmianami zaznaczonymi w nawiasach.

Składniki:
- 250 g śliwek suszonych - bez pestek
- 200 g gruszek suszonych (nie dostałam, zamiast tego dodałam suszone morele)
- 175 g fig
- (100 g suszonej żurawiny - to moja własna dodatkowa inwencja)
- 75 g orzechów laskowych - grubo siekanych (u mnie migdały)
- 75 g kandyzowanej skórki cytrynowej (ja dodałam pomarańczowej)
- 100 g rodzynek
- 250 g mąki
- 1 torebka proszku do pieczenia
- 50 g cukru
- 1 torebka cukru wanili(n)owego
- 3 krople olejku cytrynowego (ja dodałam startą skórkę i sok z cytryny)
- 1 łyżka kirszu (lub innego alkoholu, u mnie rum)
- 2 łyżki wody - z odsączonych owoców
- szczypta imbiru
- szczypta goździków (rozgniecionych w moździerzu)
- szczypta cynamonu

Owoce zalać 1/2 l wody, pozostawić na noc. Wodę z napęczniałymi owocami gotować 2 min. Owoce odsączyć na sicie. Po ostygnięciu pokroić na kawałki.
Ciasto: wymieszać składniki (mąka, proszek cukier waniliowy, olejek, imbir, goździki ,cynamon, woda ) na gęstą masę. Wyłożyć na stolnicę. Dodać pokrojone owoce. Dodać orzechy, skórkę cytrynową, rodzynki. Zagnieść zwięzłe ciasto. Uformować podłużny bochen. Ułożyć na wyłożonej pergaminem blasze do pieczenia.
*Moja rada: warto ciasto włożyć do keksówki lub innej formy (za pierwszym razem jadłam je upieczone w kształcie choinki! ;-)) by nadać mu ładniejszy kształt. Bochen ma tendencję do "rozlewania się" - co widać na zdjęciu. :-P
Do posmarowania: płaska łyżeczka mąki ziemniaczanej połączyć z 3 łyżkami wody zimnej, stale mieszając zagotować, posmarować ciasto. Piec w piekarniku ok. 50-60 min w 170 st. Celsjusza.

P.S. A do picia... ;-)