poniedziałek, 7 czerwca 2010

odrywaniec, czyli czary i paranoje ;-)



Wybaczcie ten kącik autopromocji, ale duma mnie rozpiera i muszę się tym z Wami podzielić. Otóż okiełznałam wreszcie ciasto drożdżowe! Zawsze mnie onieśmielało, o czym już wspominałam... To nieskończone wyrabianie i rośnięcie wydawało mi się wręcz magiczne.
A może po prostu chodziło o moje odwieczne problemy z cierpliwością, którą wciąż - z racji wykonywanego zawodu - intensywnie trenuję? ;-)
Tym razem udało mi się znaleźć w sobie wystarczająco dużo siły i spokoju by potrafić... czekać.
Stresów i tak było mnóstwo, nie przeczę. :-P Ale chwila chyba była odpowiednia.
Niedzielne popołudnie. Burzowo za oknem.* Pachnące pomarańcze i cytryny na parapecie po drugiej, bezpiecznej stronie. Zaklinanie słońca...

I udało się, hej! ;-)

Przepis już dawno wypatrzony na: http://oliveandflour.blogspot.com/
Podaję go za Mico.

Ciasto:
- 2 i 3/4 szklanki mąki
- 1/4 szklanki cukru
- 2 i 1/4 łyżeczka suchych drożdży (ok. 9 g)
- szczypta soli
- 1/3 szklanki mleka
- 55g masła
- 1/4 szklanki wody
- 1 i 1/2 łyżeczki ekstraktu z wanilii (pominęłam, z braku niestety)
- 2 duże jajka

Posypka:
- 1/2 szklanki cukru
- 3 łyżki startej skórki cytrynowej
- 1 łyżka startej skórki pomarańczowej
- 50 g rozpuszczonego masła



Mąkę – dwie szklanki - mieszamy z cukrem, drożdżami i solą. Mleko z masłem mocno podgrzewamy, następnie zdejmujemy z palnika, dodajemy wodę i odstawiamy na chwilę żeby przestygło. Dodać ekstrakt waniliowy i wymieszać. Teraz całość wlewamy do miski z mąką i mieszamy łopatką, aż się w miarę połączy.
Następnie wyrabiamy ciasto, można sobie pomóc mikserem, dodając jajka po jednym i pół szklanki mąki. Kiedy już wszystko razem ładnie się wyrobi, to przekładamy na stolnicę i jeszcze chwilkę je męczymy ręcznie, aż ciasto będzie elastyczne, ale nie klejące się. Jeśli jest za bardzo klejące, można dodać resztkę mąki, my tak robimy.
Odstawiamy na godzinkę do wyrośnięcia.

W tym czasie przygotujemy sobie posypkę – cukier mieszamy ze skórkami. (Ja użyłam skórki z dwóch cytryn i jednej dużej pomarańczy).
Masło rozpuszczamy i odrobiną wysmarowujemy foremkę keksową (22x12cm).
Wyrośnięte ciasto rozwałkowujemy na prostokąt o wymiarach 50x30cm, smarujemy masłem i kroimy na 5 pasów o szer. 10 cm. Na pierwszy pas sypiemy mieszankę cukru ze skórkami (ok. półtorej łyżeczki), przykrywamy drugim pasem itd. kończąc na warstwie cukru.
Kroimy teraz ciasto w poprzek na 6 równych pasków o szerokości ok.6 cm. i układamy je na sztorc w keksówce. Po bokach zostawiamy trochę miejsca. Przykrywamy i znów odstawiamy na ok. godzinkę do wyrośnięcia.
Pieczemy w piekarniku rozgrzanym do 180 st. ok. 30 min, aż się zrumieni. Wyciągamy i zostawiamy w foremce jeszcze z 15 min, żeby przestygło.

Ciasta nie kroimy – odrywamy sobie (i tu niespodzianka: stąd nazwa ;-D) po kawałeczku i wcinamy. Pyszne! Mięciutkie, aromatyczne ciasto, na bokach lekko chrupiące od skarmelizowanej skórki cytrynowej.

Przepis jest czaso- i pracochłonny, ale w zupełności wart tej ceny!
Odrywaniec zniknął w 3/4 już w pierwszej godzinie istnienia.
Też w sposób magiczny. ;-)
Cud!





* notka powstaje z tygodniowym opóźnieniem :-P

3 komentarze:

  1. Już ja się domyślam, kto miał wpływ na ten cud ;-)
    A swoją drogą, to podziwiam, nie wiem czy by mi się chciało tyle bawić. No ale... ten przepis to genialny pomysł na trenowanie cierpliwości ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Śliczne to zdjęcie na Twoim profilu :)

    POzdrawiam i idę oglądać Twój blog gruntowniej.

    OdpowiedzUsuń