No i stało się. Pokusa upieczenia czegoś pysznego w sobotnie popołudnie okazała się tak silna, że wszelkie szlachetne dietetyczne postanowienia zostały obrócone w niwecz :-P Zresztą, ten tydzień i tak należy spisać na straty - Święta zbliżają się wielkimi krokami, a razem z nimi wszechogarniające szaleństwo konsumpcji. Zamiast więc walczyć z nieustannymi wyrzutami sumienia... chyba dam sobie z nimi spokój. Na jakiś czas. Moje superego potrzebuje urlopu. :-P
Składniki:
(oficjalnie na 12 muffinów, ale mnie wyszło ponad 2 razy więcej - przypuszczam, że mniejszych niż w oryginale)
suche:
- 1 i 3/4 szklanki mąki
- 2 łyżki kakao
- 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 3/4 szklanki cukru pudru
- 150 g pokruszonej gorzkiej czekolady; ok. 120 g wymieszaj z pozostałymi składnikami, a 30 g zachowaj do posypania (ja - w swej nieopanowanej skłonności do przesady - użyłam jej prawie 2 razy więcej, by były naprawdę mocno czekoladowe... ;-))
- 1 szklanka mleka
- 1 szklanka oliwy
- 1 łyżeczka aromatu lub ekstraktu waniliowego
- 1 jajo
Efekt wart jest grzechu ;-)
Pozdrawiam,
Królowa Niekonsekwencji
P.S. Specjalnie podziękowania dla Mi, mającej swój ogromny udział w fotografowaniu oraz pałaszowaniu owego wypieku ;-) Cium!
Jak to powiedział kiedyś Robercik zaczynam zazdrościć Łabędziowi ;)
OdpowiedzUsuńMy pleasure ;-)
OdpowiedzUsuńEchhh to fakt, efekt wart jest grzechu! :D