niedziela, 18 kwietnia 2010
bruschetta z pomidorami, czyli rzecz o niedzielnym śniadaniu
...bo śniadanie w niedzielę rządzi się swoimi prawami :-) Nieśpieszne, smakowane, celebrowane, długo planowane - jeszcze w łóżku, przeciągając się, obmyślamy od czego zacząć ten wspólny leniwy dzień. Z sobotami bywa różnie. Nawet wtedy nie zawsze mamy możliwość zjedzenia śniadania razem. Niedziela, jak piosence, jest zawsze dla nas :-) Musi być więc uroczyście.
Bruschetta chodziła za mną od dawna. Długo zwlekałam z realizacją pomysłu, bo zimowe pomidory nie dźwignęłyby ciężaru głównej roli w tym daniu. Zmaterializował się on jednak za sprawą bolesnego rozczarowania, jakie spotkało mnie ostatnio w jednej z krakowskich knajpek. Podana mi bruschetta zdawała się być jedynie swobodną wariacją na ten temat, a moje wielkie nadzieje na lekki posiłek mający być także pożywką dla zmysłów okazały się być raczej czczą mżonką :-P
Cóż, przynajmniej wiedziałam czego chcę. Nie pozostawało nic innego, jak spróbować poradzić sobie samodzielnie. Wiarę w sukces rozbudziły zdobyte na osiedlowym bazarku polskie (wreszcie!) pomidory o wdzięcznej nazwie "Gargamel". Plan nie mógł się nie udać. ;-D
Do przygotowania klasycznej bruschetty potrzebujemy:
- pomidorów
- świeżej bazylii
- czosnku (1-2 ząbki)
- oliwy z oliwek
- soli i pieprzu
- pieczywa
Pieczywo (pisze się m.in. o bagietkach, ciabattach; chleb także jest jak najbardziej właściwy - ja lubię ciemny z ziarnami) opiekamy w piekarniku lub tosterze. Opcjonalnie można kromki posmarować wcześniej oliwą. Pomidory sparzamy i obieramy ze skórki, a następnie siekamy w drobną kostkę. Doprawiamy oliwą, posiekaną bazylią i przeciśniętym przez praskę czosnkiem (uważajcie by nie przesadzić - ma wzbogacać smak, a nie dominować, o co dość łatwo) oraz solą i pieprzem. Jest to mój sposób zaznaczania czosnkowego akcentu, mniej pracochłonny. Często przyjmuje się, że to grzanki potarte są przeciętym ząbkiem czosnku - przed lub po opieczeniu.
Jeśli mamy możliwość to odstawiamy pomidory w chłodne miejsce na 15-30 min. by składniki się "przegryzły".
Następnie nakładamy je na chrupiące tosty i... delektujemy się! ;-) Przepyszne z kubkiem mlecznej kawy.
Śniadanie pachnące słońcem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Kurcze, a ja nie wiem czemu ale bruschetta to mi się kojarzyła z żółtym serem.
OdpowiedzUsuńJedyny moment kiedy miałam z tym daniem ;-) styczność, to było w Angly i tam właśnie chyba dawali ten ser żółty, ale nie dam se ręki uciąć :P
P.S. To mówisz, że można już dostać polskie gargamele? ;-)
Się popytam ;-)
A! I żeby było zabawniej, to to było zapiekane z tym serem żółtym ;-)
OdpowiedzUsuń... bo jest wiele jej rodzajów:-) Ta bruschetta jest wersją bardzo podstawową. Takich pomysłów szukam - mało skomplikowanych i mało kalorycznych ;-) Ale bywają też bruschetty zapiekane z mozarellą, czy posypane parmezanem. Z mnóstwem innych dodatków poza pomidorami.
OdpowiedzUsuńA to głównie ser popsuł mi efekt we wspomnianej knajpie i bardzo chciałam go pominąć. Żeby odnaleźć smaki bez bezmyślnego zasypywania (zagłuszania!) potrawy jego tonami.
Ale jest tu duża dowolność, więc w zasadzie wszystko zależy od Ciebie:-)
Achaaa... to już teraz wszystko wiem :-)
OdpowiedzUsuńA machnęłabyś jakiś szybki, lekki, wiosenny obiadek, co? Ale taki ze składników, które u siebie dostanę, bo obawiam się, że z imbirem i mleczkiem to może być problem, chociaż... może...?